Przejdź do zawartości

Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
173

Ośmdziesiąt tysięcy liczyliśmy śmiele,
W świeżej walce naszej pod Dębem i Wołą!
Padliśmy niestety, dawnych krzywd mściciele,
Lecz nie wroga mocą, ani ziemską dolą.

Upadliśmy bracie, bo grzech ciężki, wielki;
Bo dni naszej strasznej nie przeszły pokuty —
Lecz dziś pęka łańcuch, z cierpienia ukuty,
I łzy do ostatniej bliżą się kropelki.

Dzisiaj wszystko kres swych przeznaczeń przyśpiesza,
Od Puławskich do dziś dnia rośniem w potęgę:
Szczytna, nieśmiertelna przyszłość nas pociesza —
I ostatnią nieszczęść Polak czyta księgę.

Ostatnią, okropną kończymy koleje.
Przy jej końcu rzewna rozkosz nam się śmieje,
Przy jej końcu bozka pociecha nas czeka,
I nadludzka chwała — i wolność człowieka.

O! jest moc nad nami, silniejsza od Carów —
Rządzi nami, bracie, moc nieogarniona;
I cóż miliony dokażą Bojarów,
Jeźli nam przychylną ta moc niezwalczona?