Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wołam cię — nie idziesz, odpycham cię — całujesz...
I wszystko, co było we mnie bez ciebie, i wszystko, co przetrwa we mnie bez ciebie — pocałunkami zadławić pragniesz.
— Patrz! wloką Chrystusa pod krzyżem. Podaj mu kroplę wody.
Rzucasz się bezmyślnie na wygięte przez baletnika kolana i z wyuczoną przed lustrem pozą, powtarzasz słowa modlitwy.
— Widzisz! Kajus Brutus idzie... Niecierpliwy sztylet jego wybłysnął, jak piorun losów niedościgłych... Przeklina zbrodnię i w wieki zbrodniarzem wchodzi.
— Szkoda mi go — mówisz i poprawiasz motylki na kapeluszu.
— Pójdź jeszcze! pójdź tu! Widzisz, jak starzec Torkwemada Boga obcasem rozbija i świat otrzepuje z tlejących iskier piękna... Okurzy go, ogołoci do szczętu...
Pójdź, luba! zmiażdżmy czerep starcowi i poślemy go do Rzymu w prezencie. Obetrzyj oczy z tego pyłu, który rzucił na ciebie stary dominikanin... Widzisz, jak tam konają, mrą, siepią się... A idą, a idą, jak czarne dymy z ko-