Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wiedzieliśmy wszyscy jedno: pożądaliśmy się wzajem...
I tak pożądany przez moje dziewczątka z przeciwka, patrzyłem codziennie przez okno, marzyłem objęć ich żary i... szedłem do domu publicznego. One odsyłały mi w podzięce spojrzenia prześliczne i... na histerję były leczone, a do spowiedzi pędzane.

MARTWY KOŚCIÓŁ.

Lubię czasami stąpać po moim zamarłym kościele, po trupach gwiazd moich zabitych. Słońca niema nade mną: zimno mi i pusto na świecie. Tam huragany kiedyś pod nogami wyły, tam orły skrzydeł żaglami o myśli moje się tarły.
Na rumowiska snów podartych patrzę, jak bóg, któremu spalono świątynię, i cisza nienawiści mnie kąsa.

***

Byłaś złota i droga, dziewczyno... Ale prefekt Boga cię uczył a kupiec miłości, i miłość za Boga sprzedałaś, a Boga za prefekta. I jesteś teraz wzorową małżonką i matką i umiesz wypiekać ciast dziesięć gatunków, a ja mam serce rozdarte.

***