Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szedł do blondynki, uścisnął jej rączkę, pogłaskał po głowie, a później kopnął nogą.
Ona zanosiła się od śmiechu i mówiła:
— Ten błazen obiecał mi złote kolczyki i słowa dotrzyma.
W tej chwili kelner przyniósł tacę z kolacją, i zaczęliśmy jeść... Aptekarz opowiadał mi bardzo obszernie o balecie i o pewnych białych majteczkach. Pił koniak i chwalił, że dobry.
Przy wejściu jakiegoś opoja oderwał się od talerza i przyklęknął...
— Czemu to czynisz? — spytałem.
Spojrzał na mnie pyszałkowato i odparł:
— To bydlę ma półtora miljona gotówki...
I... zaczęliśmy pić kawę z likierem.
Aptekarz opowiadał mi ciągle o balecie i o pewnych białych majteczkach.
Wysłuchałem go do ostatniego likieru i zapragnąłem, aby on mnie troszeczkę wysłuchał.
— Powiedz mi, mój słodki aptekarzu, co też jutro będziesz czynił o tej godzinie? — spytałem?
— Jutro? — zaśmiał się serdecznie... — Przyjdę do tej dziury, zjem kolację i będę pił kawę z likierem.