Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szukałem mego anioła złego, by nie odchodził ode mnie, a cisze patrzyły w me oczy przez jasność miesięczną; patrzyły w me oczy smutne, pierwszy raz śmiercią rozdarte. Noc całą przemyślałem i noc całą myśli ponurych w życie me poniosłem.
A rankiem znowu słuchać wiosny poszedłem.
Na pola — w lasy!...
I tak było codzień...

***

A kiedy wiosna przemocy lata uległa, jam się wsłuchiwał w palące jęki upałów, w południc cisze złośliwe. Siadały na polach przyczajone i czoła ludzkie potem zlewały.
Czasami upiór taki w krew człowiekowi się wpijał, i padał człowiek na ziemię, jak badyl, i to się chorobą nazywało. Rzucali go wtedy na barłóg szpitalny, albo czarami do pracy i postu powrócić go chcieli.
Człowiek ten nabierał sił znowu niekiedy i wracał do jarzma, częściej umierał... Ksiądz trumnę na cmentarz odprowadzał i wodą ją kropił brudną, za którą płacili ludzie całemi dobami pracy, choć mogli ją sami czerpać ze studni — i to symbolizowało Boga. Od trumien,