Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

życa na twarz wzięła i tak pomalowana bladością stanęła jak upiór, co grozę na żyjących niesie.
— Oj reta, reta! znowu rządy polskie wracają. Znowu bić będą...
A krzyk ten uderzył w twarze inne kobiety. Przeraziły się wszystkie żony i kochanki złodziei, zaczęły biec do chat, aby ukryć ukochanych.
— Znowu bić będą!... Znowu bić będą!...
Zajęczało...
Ale tłum zagrodził uciekającym drogę, rozdeptał płacz lamentujących i stanął silny pięścią, nieubłagany...
Ten i ów chwytał za żerdkę, inni kijasów i pał szukali, lub wydzierali z płotów kołki...
Wtargnęli gromadą do jakiejś chaty — huknęli — przez chwilę cisza była — ktoś drzwi pośpiesznie podpierał od wewnątrz — runęli na nie plecami, podważyli kołkami — nagle pękły zawiasy — drzwi odskoczyły i padły na ziemię, jak zabite zwierzę.
Z pod łóżka wyciągnęli bosego człowieka.
Krew mu z twarzy uciekła, oczy chował przed ludźmi, bo zdało mu się może, że tem