Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, że chłop polski z pokoleń w pokolenia krzyżem świętym a batem się pieczętuje.
A baty furczą w powietrzu, aż bolą uszy, a jęki coraz głośniej dzwonią...
Oburącz ściskam głowę...
Pękają we mnie wszystkie myśli... „Ludzie! Ludzie!“ Zda mi się, przez jakiś sen bolesny idę... Mar umęczonych mnie obskoczyły roje — duszą się i dławią, szamocą i przeklinają. Co spojrzę na kogo, jad nienawiści w oczy mi wrzuca; co dotknę kogo — śmiechem mnie odepchnie... I słyszę tylko krzyk tych umęczonych mar, krzyk bitego wiekami człowieka.
Idą mary cichym korowodem... Jakiś czarny parobczak na skrzypeczce im przygrywa... Bębni huczny bębenek z dzwoneczkami... Wyszedł księżyc, stanął, ponad lasem, jak ten upiór, co gdzieś w borach wyje... Mróz pojęka... A na skrzypeczce grają: „oj, ta dana...“
I znowu cisza i znowu szelest pijanej myśli.
— Bić złodziei — ktoś warknął...
— Niech żyje wolność — zawyli...
Wylękła się jakaś staruszka, co syna złodziejem miała... I, zda się, całą białość od księ-