Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cicho... cyt... cicho... cyt...
Kwiaty się budzą i szmerem — upojnie —
Ślą sobie dźwiękiem pozdrowienia srebrne...
Motyle wstały. Płyną, płyną rojnie
Barwne, szemrzące, cichutkie powiewne...
Cyt... grają perły: na perełkach ros:
Wydzwania promień swój przedziwny głos:
Za dawnych, dawnych lat
Gdy żyła wiara złud,
Jak pięknym był ten świat..!
Jak łatwym wszelki cud...! — — —
— — — Wiatr się obudził... Postój straszny gończe:
Nocą ty szybuj na lot...!
Zerwał się wicher! Jak pustynny grzmot
Runął nad góry w promieniste słońce!
„Hej! ty się zaćmij jasno — gorejące,
Ty nie graj i nie dzwoń na świt!“.
...Noc... Wicher chmury skłębił w czarne zwoje,
Zakrył wraz słońce i promieni roje
Rozpędził jakby w myt...
... o... słońce...

Noc. Wicher wyje; a w chwili milczenia
Deszcz w okno moje dzwoniąc gwarzy słowo:
W śnie co się marzy, nic w życiu nie zmienia, —
Jeno noc czarów jest iście różową...

Umilkł nagle, jakgdyby coś chciał jeszcze powiedzieć; otworzył szeroko przymknięte dotąd oczy i patrzał długo, długo w dal dziwną, w dal nieistniejącą, tęsknotę miał w tych jasnych, chociaż gdyby łzami przyćmionych lekko oczach, i ból utajony.