Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O, gdybyś ty me serce znała, ty cudowna!
gdybyś znała mą duszę, kochającą słońce!
Gdybyś znała jak niczem jest potęga słowna
a jak wielkie są żary mej krwi pałające!!
O, gdybyś! Dusza moja jest twym niewolnikiem,
pieśni moje już tylko ciebie znają jedną,
serce moje się stało szalonem i dzikiem,
Dla ciebie umrzeć, zabić — dziś mi wszystko jedno!
Za jeden twój całunek — niech śmierci tysiące!
A za jeden twój uścisk — całych światów prochy!
Tyś jest pieśń moja, życie; tyś mój kwiat i słońce...“

urwała i z wybuchem nagłego, rwącego łkania zerwała się z miejsca i pobiegła ku oknu. Podskoczył do niej i chwycił jej ręce:
— Zośka, co z tobą? Zośka! —
— Ja... ja... ja... już nie mogę tak dłużej.
— Zośka...! —
— Ja ciebie kocham! Ty!! —
— Zośka...! —
Zarzuciła mu ręce na szyję, piersią przywarła do piersi jego, ustami do ust.
— Kocham cię — szeptała po chwili — zrób ze mną co chcesz ale mnie nie odpędzaj! Nie odpędzaj!! —
— Zosik... —
— Będziesz mię kochał... choć troszkę? —
— Zosik... Ja ciebie... —
Nie dokończył. Znów uczuł na ustach swych jej gorące, łopoczące dreszczem wargi, i dziwny dreszcz, dreszcz jakby lęku i radości zarazem przeszył jego serce. Przechylił jej głowę na swe ramię