Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Może? Ale to tylko dlatego, że nieśmiertelne są rozczarowania, i ludzkie bóle. —
— Czyż rozczarowania muszą nastąpić zawsze? —
— Zawsze. —
— I ja? —
— I pan. —
— Bah! Ładnie mnie pan pociesza! Lecz trudno, już to przeczuwam. —
— Lecz nie spiesz się pan do tego, o, nie! A zawsze przychodzi samo, niewołane. Im powolniejsze, tem mniej okrutne. Bo czasem bije jak piorun. To rozczarowanie życiowe. —
Mówił zgoła obojętnie, tylko jego smutne, czarne oczy wpatrywały się ciekawie w twarz towarzysza, a umiały widocznie spostrzegać, bo lekki uśmiech przeleciał mu nagle po twarzy, i zastygł wokoło warg leciuchną ironią:
— Pan, o ile słyszałem, płomiennie odnosi się do sztuki, i jest nawet jej fanatykiem. —
— Nie! Jestem pogańskim czcicielem jej! —
— To na jedno wychodzi, panie. Zgoła na jedno. Ale to dobrze. —
— Dlaczego? —
— Ten poganizm, jak się pan wyraził, daje ogromną siłę. Nie będziesz pan w stanie zwalczyć najpotężniejsze nawet rozczarowania. Ona będzie, i jest już pewnie, źródłem pańskiej twórczości, źródłem niezmiennie bijącem. —
— Ona? — Rudzki zwykłym swym ruchem przeciągnął ręką po czole — ona? Mnie się zdaje, że nie tylko ona. —