Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pieśnią o niej, serce na widok jej dzwoniło tryumfalnym echem, i czuło moc dziwną, purpurową moc możności tworzenia! Nie widziałem w jej oczach obłudy i zdrady, nie widziałem w niej tylko pragnienia zmysłowej rozkoszy, za świętą ją miałem i jasną, poganinem byłem, który czcił w niej bóstwo! To to... stał się twórczy sen. Napisałem rzecz piękną, może nigdy w życiu tak pięknej już nie napiszę, i nazwałem ją „Wiosną“, „wiosną życia“, życia mej duszy i jej duszy, mej oszalałej, przecudnej miłości! Rękopis zaniosłem jej i powiedziałem: nim oddam to ludziom w druku, przeczytaj to, ty pani! To przez ciebie, z ciebie i dla ciebie stworzone! —
Doktór odetchnął głęboko i pochylił głowę. Ręka jego błądziła niespokojnie po siwej brodzie, i oczy unikały oczu słuchacza.
Staliński wstał znowu, podsunął mu wino, i szepnął łagodnie:
— Doktorze, jest pan wzruszony. Proszę chwileczkę odpocząć. —
— E, nic, nic! Tylko żal. Zal, gdy się młode serca zbytnio zapalając, tarzają później w męce, bólu, prochu. Są takie dusze, jak dusza tego mojego Janka, które żyją pod znakiem ponurej, ciemnej gwiazdy. Sny ich najpiękniejsze skazane są na to, by gorzały dla osób nic wartych, i zamieniały się w godzinę przewidzenia w rozpacz nagłą, bijącą jak piorun. Ten piorun, jeżeli nie przetnie życia, lub nie sprowadzi obłędu, zabija zwykle wiosnę młodej duszy. Tak było z moim Jankiem. Pokochał kobietę, która była kobietą złą, przewrotną i lubieżną. Kobieta ta zawiodła się na nim. Nie dał jej tej