Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dwie pałające łzy spłynęły mu wolno z oczu, i sercem jął szarpać spazm ostry, gwałtowny, palący...
A teraz — zbudziła się jakaś myśl rozpaczna — co będzie? Znów to samo? Znów?
Znów... ta przeklęta melancholia... smutek... zniechęcenie...