Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i udawaniu. Udawaniu! Taki człowiek udaje, że jeszcze ma duszę. —
— Ty... jesteś... dziwny... —
— Nie. Zwyczajny. Tylko... sam. —
Sroka chciał go jeszcze o coś zapytać, lecz wchodzili właśnie do kawiarni. Lipciński już wybrał stolik w zacisznym kąciku, już rozporządzał się kelnerem, i był niezwykle wesoły:
— Stawiam wódkę! — zwrócił się do wszystkich. — Byście wiedzieli jak kocham was, o bracia! A wódka, moje wy raki zatracone, to wielki, prawdziwie wielki wynalazek. Pod wpływem jej, słuchajcie artystyczne mózgi, widzę w mojej modelce, która jest chudą i niezgrabną, kobietę tak piękną, że ogłupiałyby wasze sympatyczne gęby.
— Ciszej, ciszej! Lipciński! Tutaj dużo ludzi! —
— Ludzi? Przepraszam cię, Saski, co mnie obchodzą ludzie? Nasza granda artystyczna będzie wkrótce sławną grandą! Sroka wydał nową powieść, Rudzki napisał także, i dramat mu wystawią już za dwa tygodnie, ja daję cztery obrazy na wystawę! Więc co? Więc nie mogę swobodnie zachowywać się w kawiarni? Ludzie? Ci sami może, którzy kupią me obrazy? I oni będą mnie może uciszać? Mnie? — zrobił tak bajeczną minę, że nikt już nie mógł wstrzymać się od śmiechu.
Wypito przyniesioną wódkę z humorem, i Rudzki kazał podać jeszcze raz:
— Dla wszystkich! Na drugą nogę! Bobyście inaczej skakali zbyt niepewnie! —
— Słusznie! słusznie! — Bajorski miał poważną minę przed kilkoma godzinami spadłeś z marzeń