Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uśmiechnął się żartobliwie, w albumie wyszukał kartę wyobrażającą „królowę pustoty“, i nakreśliwszy adres Ireny, napisał zamaszyście: Niewdzięczny nie zapomniał, lecz już zapomina. K. S. i zawołał służącego:
— Wrzuć tą kartę i zawołaj dorożkę. Pojadę do kawiarni Grossa. W razie, gdyby przyniesiono telegram, Weźmiesz dorożkę i przyjedziesz po mnie. —
— Słucham. —
Strapiona mina poczciwego sługi, który go znał od dziecka, przypomniał mu znowu ojca chorobę, i ogarnął go nagły niepokój.
Wyszedł na ulicę, i oczekując dorożki, wodził oczyma po szarem, smutnem niebie, po ośnieżonych dachach brudnych, poszarzałych domów, po szczytach wież kościelnyh, wreszcie po twarzach nielicznych przechodni, idących opieszale i wolno, i jak się mu zdawało, z troskę i tęsknotą w oczach.
— Smutni są ludzie, i smutnym brak każdy lub koniec rozkwitu — pomyślał z nagłą goryczą, i opuścił głowę.
Przybyła wreszcie dorożka, i już miał wskoczyć do niej, gdy zatrzymał go za ramię stary i poczciwy sługa:
— Proszę pana, proszę pana — mówił ze łzam w głosie — a ja czy będę mógł pojechać? —
— Ależ oczywiście. Przygotuj się, i jak tylko przyniosą telegram, bierz dorożkę i przyjeżdżaj po mnie. Wezwiemy tęlefonicznie potrzebnych doktorów, i jeśli nie będzie szybko pociągu, pojedziemy automobilem. —
— Dzię... dziękuję panu. —