Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Igraszką mam znowu być? Igraszką?
Otrzeźwiał z swych płomiennych marzeń boleśnie, otrzeźwiał tak nagle i tak zupełnie, że ze śmiechem ironicznym potargał kartę, i skrawki rzucił bez gniewu do kosza, i zapaliwszy papierosa jął chodzić spokojnie i wolno po pokoju.
— Bóg ci dał — myślał bez goryczy — aż nazbyt cudne ciało, lecz poskąpił woli i rozumu. Nerwy i wyobraźnia to główne twego życia czynniki, a zachwyt nad własnem ciałem uśpił, a może nawet zabił w tobie duszę. Cóż z tego, że twój pocałunek rozkoszą swą może oszołomić, pokonać, rozżarzyć i onieprzytomnić? Cóż z tego, że za uścisk twych ramion w chwili szału życiemby się człowiek nie wahał zapłacił! Cóż z tego, że jesteś tak piękna i tak kusząca? Cóż z tego, że oczy twoje płoną i gorzą i blaskami sieją, gdy to jest tylko blask czczej wyobraźni?
Gdy w tobie niema duszy, gdy twe piękno nie umie kochać, tak, że gdy zwiędniejesz, już niczem łudzi nie będziesz nawet zajmować. Ofiar boskich ci złożyć nie można, boś ich nie jest godną, o piękna, a miłość boską byłaby ofiarą. Więc niech ci biją czołem ci, co duszę w tobie widzą, niech szaleją za tobą ci, którym zaślepły rozumu i godności oczy, panuj nad tymi, którzy nie czują bicza twej głupoty, i nie wiedzą, żeś pusta i wietrzna, że nie znasz, co kochać, a nie wiesz, co szanować. Z ust twoich piją ci, którzy „po drodze“ w czas twej wyobraźni gry, — wybacż więc piękna i upojna, bezwinna wprawdzie lecz niemniej głupia, że ja do nich od dzisiaj należeć już nie będę. —