Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Znowu się zwrócił.
— A majchrem choć umiecie robić?
— Ja... nie — odparł Janusz.
— I ty nie?
— I ja nie....
Nagle wyciągnął nóż, zbliżył się do mnie.
— Masz! widzisz, jak cię zaczepi, nie pytaj nic. Nie czekaj, a dźgaj pierwszy... Ot tak... no schowaj. A pod żeberka.
— A ty — tu zwrócił się do Janusza, podając mu rewolwer — masz; strzelałeś kiedy?
— Strzelałem.
— To dobra... Tylko rżnij, a nie daj się opamiętać. Raz za razem.
Znowu odwrócił się. Może go już niecierpliwość zbierała.
Naraz otworzyła się brama. Gromada wysypała. Nożownicy coś przekładali Józkowi.
— Nie, nie, nie! — powtarzał niecierpliwie.
Zbliżyło się paru i do Władka. Wszyscy chcieli zażegnać burzę.
Ale zbrodnię czuć już było w powietrzu. Powiew rozprawy nożowej wisiał nad nami jak zmora.
Wiedziałem, że nastąpi coś niebywałego.
Wobec tej pewności stałem jednak niezwykle apatyczny... Po prostu myśleć mi się nie chciało...
Nie bałem się, nie drżałem, ale nie miałem siły reagować.
— Zatłuką Władka, zatłuką Janusza, zatłuką mnie...