Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie i, gdy Ajry nie było przy mnie, kładła się u mego wezgłowia jak potwór.
Był to szalony, dziki niemal strach przed św. inkwizycją. A nuż zakonnica znajdzie drogę do Ajry i nauczy ją przeciw mnie spiskować.
— Dołamią, dołamią do reszty — myślałem.
Przeczucie moje miało się wkrótce urzeczywistnić. Na korytarzu usłyszałem cichą rozmowę zakonnicy z Ajrą... Zupełnie tak jak wtedy... takie same szepty, które umierający tylko dosłyszy...
— Na miłość Boską! niechże pani wpłynie... przecie to tydzień, dwa najwyżej.
— Wszystkiemi siłami, siostro!...
Zatkałem sobie uszy palcami, bo nie chciałem słuchać dalej tej potwornej rozmowy.
Tak mnie zastała Ajra... Nie słyszałem nawet jej wejścia...
— Spisek uknuty? — przesyczałem na przywitanie. Przybladła... oniemiała...
— No ten... z zakonnicą — szeptałem — będziecie mnie obie męczyły?
Ajra uśmiechnęła się naraz i mówiła!
— Cóż to mi szkodziło przyrzec rozfanatyzowanej dewotce? Będąc pewną, że ja za nią spełnię tę misję, przestanie cię sama męczyć... Czy źle zrobiłam?
I przymilając się, powtarzała z uśmiechem:
— Cóż źle?... źle?
— A ty naprawdę nie myślisz o tym? — wyszeptałem z lękiem...
— Nigdy... ani jednym słowem...