Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jest melodja świetlna, która kwiatowi gra, gdy Ty jej każesz — mów kwiatami do mnie... Chcę ludziom rzucić Boga przeciw bogom — mów kwiatami do mnie... Chcę na błękity rzucić tyle słońca, by noc zgasiły czarną nienawiścią — mów kwiatami do mnie...
Czy już się światy nienawiści gryzą, że tak promiennie? O naucz Ty mnie, Bajko, Twojej mocy, bo ja mam tylko rozpacz obłąkania...
Przecz teraz burze chodzą takie ciche, jakby straciły cały wstyd? Śpią pioruny dumne... Połóż mi, Złota, ręce Twe na czole, bo mnie zabija ta cisza konania.
Patrzę — nie słyszę, słucham — myśl się plącze, i nie wiem: w boje idę, czyli w trumnę...
O podaj Ty mi ręce Twoje białe, bo ja iść pragnę jeszcze w krwawe boje. Słuchaj mnie, słuchaj, moja siostro biedna, mnie ciągle w uszach gra ten skrzyp szubienic.
Pamiętasz? blady był poranek wtedy, kiedy wieszali Twojego kochanka. I tylko później duże, duże drzewa nad Twoją głową grały marsz żałobny... Szeptały liście, chwiały się nad głową, same jak obce, jakieś obce głowy.
Pamiętasz? — daj mi spokój Twojej mocy, bo mnie zabija ta cisza konania...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O bądź tak zawsze przy mnie blizko i mów... O tym, jak przed miljonem wieków było, i co jutro będzie... Wszystkie cierpienia w Twoich oczach grają, przeszłe i przyszłe...