Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

człowiek, Bajka przecudna... Gdybyś Ty, matko, mogła zobaczyć morza jej oczów, wschody jej zórz... Tyś nie widziała nigdy jej czoła? Tyś nie widziała, tyś nie widziała — matko, bądź zdrowa, idę w mój sen... I czemu płaczesz? Jam nie zawinił, że idąc w świt, promienną Bajkę w tęczach spotkałem; jam nie zawinił, o moja matko; jam nie zawinił, że ją tak kocham; jam nie zawinił — daj mi iść w świt... — Przebacz mi, matko moja, że Bóg Twój się zestarzał dla mnie, Tyś mnie kochała według Twego Boga, a on mi Bajki zazdrościł... Zły był i nienawistny dla mnie i ciągle mi Ją zabijał we mnie, i dziś, gdyby mi Ją ukraść potrafił, onby mi wszystko najlepsze i najsłodsze z Nią wykradł, onby mi Ją zabrał na zawsze, pomyśl, Matko; na zawsze — Ją, Bajkę moją jedyną — i śmiałby się, jak głupi prałat, że duszę piekłu namówił... Bądź zdrowa — idę — zawszem bez pożegnania odchodził — taki los dziwny — po raz ostatni może się żegnamy, czy po raz pierwszy — ostatni, pierwszy: wszystko jedno — tak się żegnają, matko, białe kwiaty, gdy umrzeć mają — błogosław Bajce — klątwa rzucona na Jej czoło blade mnieby wyklęła... Bądź zdrowa... Cisza... Bajka ciszą gada... Cisza i smutek są naszym wołaniem..

∗             ∗

— Ciszej, ciszej siostro! Mów tak, by księżyc myśli Twych nie widział, bo je pokaże wszystkim nietoperzom... Cicho!... im ciszej mówić będziesz do mnie, tym głośniej zbudzisz moje błyskawice...