Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mości... męczą się i ziewają... a idą... „ostatnia posługa“...
W krawatach białych idą za pogrzebem nekrologi, kroczą moje płatne i niepłatne biografje — ostatnia moja dekoracja — ostatnie figuranty...
Zatarło kilku karetników ręce — „będzie może zarobek“...
Stoi długi szereg zatrzymanych przez policję dorożek — „miejskie porządki“...
Tłumy się niecierpliwią — „punkt o piątej płatne rewersy — odwłoka“...
Wyjrzało jakieś dziewczę z tramwaju... Chciała wyczytać napis choć na jednym wieńcu i nie mogła... śledzi jeszcze oczyma pogrzeb... W duszę jej zapada jakieś przygnębienie.
I oto zabijanie gwoździami wieka — śpiewy ponure — ostatnie miserere, — trumnę piaskiem przysypano i wszystko już skończone...
Byłem potrzebny jeszcze tłumom dwa, trzy dni po mojej śmierci — manifestowano na mnie całą swoją kulturę; wszystkie swoje wierzenia i przesądy.
Słuchajcie! — chwalą moje cnoty życiowe... „Wzór obywatela... tężyzna moralna“...
Wysuwają na widownię najmarniejsze chwile mojego życia: mój pierwszy kompromis z dostawcami żywności, moje sposoby rozpychania łokciami głodniejszych, mój cały wstyd...
I tłumy klaszczą...
Chwiejniejsi szukają we mnie usprawiedliwienia siebie, bezczynniejsi — narzucają siebie... I tylko nie