Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Doskonale! Otóż należy jedynie wywabić klechę tej nocy pod jakimkolwiek pozorem z domu i podczas jego nieobecności przetrząsnąć dobrze ową kryjówkę.
— Wywabić go z domu? To nie będzie łatwe do zrobienia.
— Dlaczego? Alboż nie jest ojcem duchownym swych parafjan, i gdy go wezwą do łoża jednego z nich, czyż będzie mógł odmówić?
— Aby go wziąć na tę wędę, trzeba znać kogo w Saint-Sarnin, a my nie mamy tam żadnych znajomości.
— Jest tam jakaś oberża.
— Tak; nie widzę jednako.
— Przed przybyciem do oberży — ciągnął, nie słuchając go Rinaldo — owinę ciebie szczelnie swym płaszczem. Od tego czasu nie będzie ci wolno otwierać ust, chyba tylko dla wydania żałosnego jęku.Po przybyciu położę cię natychmiast w łóżko. Powiem gospodarzowi, żem cię znalazł na drodze, niedaleko stamtąd umierającego, i zażądam, aby sprowadzono księdza do wyprawienia cię na drogę wieczności.
— Rozumiem-rzekł Ben Joel.-Proboszcz przybywa z pośpiechem, aby wypełnić swój święty obowiązek; my czekamy na niego zaczajeni za drzwiami ze sztyletami w rękach, i gdy się zjawi — kładziemy go trupem.
— Poczekaj no jeszcze. Ten klecha jest podobno krzepki w sobie?
— Istny Herkules!
— W takim razie nie trzeba nożów. Moglibyśmy chybić i wszystko byłoby stracone, Trzeba w pierwszej chwili zaraz uniemożliwić mu wołanie o pomoc i czynienie jakiegokolwiek hałasu. Tę czynność mnie pozostaw. Nie chciałbym zresztą psuć