Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czułości na później, a teraz — bądź zdrów.
Castillan wycisnął dwa tęgie całusy na śniadych policzkach cyganki i Marota, której męskie przebranie zapewniało zupełną swobodę ruchów, wskoczyła na siodło ze zręcznością zawodowej woltyżerki.
— Widzę, że to nie były przechwałki — zauważył Sulpicjusz, — Jesteś prawdziwą amazonką.
Przy tych słowach wyprowadził konia na drogę i podał uzdę Marocie.
— Pamiętaj być ostrożnym! — upomniała go jeszcze, kłaniając się szpicrutą.
— Pamiętaj pośpieszać! — odrzekł młodzieniec.
Koń, uderzony silnie po boku, pomknął, jak wicher.
Gdy ucichł już tętent kopyt, Castillan wsparł się plecami o drzewo i w tem położeniu spędził resztę nocy na czatach, wpatrując się w oświetlone okno plebanii i zważając, czy nie wymknie się z niej Ben Joel.


VIII

Nie ukazało się jeszcze na niebie słońce, gdy Castillan wskroś mgły porannej ujrzał jakiegoś człowieka, zmierzającego prędkim krokiem do kościoła w Saint-Sernin.
Był to zakrystian.
Spieszył on otworzyć drzwi kościelne i zrobić przygotowania do Ofiary świętej, gdyż ksiądz Jakób, w dnie powszednie zwykł był odprawiać mszę bardzo wcześnie.
— Los mi sprzyja — pomyślał Sulpicjusz, — Będę mógł porozumieć się z proboszczem w sposób zupełnie naturalny i nie wzbudzający w nikim podejrzenia. Pójdę do niego spowiadać się, i jestem