chodzący do mieszkania poety. Gdy już otwór był gotowy, wprowadził doń rurkę, której koniec wystający rozszerzał się nakształt lejka lub trąbki akustycznej. Wreszcie położył się na podłodze i przytknął do rurki ucho, w tej chwili właśnie, gdy Sawinjusz mówił o szczurkach.
— Jestem ocalony — pomyślał.
Tymczasem Cyrano, raz jeszcze wytężywszy słuch i nic już tym razem nie mogąc pochwycić, wrócił do poprzedniej rozmowy.
— Udasz się więc — mówił w dalszym ciągu Castillanowi — do jakiego porządnego lichwiarza, jeśli wogóle istnieje lichwiarz taki na świecie, i oddasz mu na przechowanie klejnot, dobrze się jednak zabezpieczywszy, gdyż nie życzę sobie, bynajmniej, aby miał on zginąć.
— A następnie?
— Następnie, za owoce tej finansowej operacji zaopatrzysz się w rzeczy, które ci przed chwilą wymieniłem, i tu powrócisz. Przed wyruszeniem w drogę musisz otrzymać ode mnie dokładną i jak najbardziej szczegółową informację. Teraz idź. Czekam na ciebie wieczorem.
— Wyprawisz mnie zatem, mistrzu, w drogę?
— Tak. Wyruszysz jutro, jeśli Bóg pozwoli.
— Czy długa to podróż?
— To zależeć będzie, synku, od twojej energii i od wytrzymałości twego wierzchowca. Do wieczora zatem.
— Do wieczora — przytaknął Castillan, nie zapuszczając się w dalsze wypytywania
— W porę przybyłem — rzekł do siebie mieszkaniec izdebki, opuszczając swe stanowisko przy rurce.
I przekonany, że w ciągu kilku następnych godzin nic już tam nie będzie ciekawego do usłyszenia, wyszedł z izdebki, nie zaniedbując dusić się
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/157
Wygląd
Ta strona została skorygowana.