Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od kaszlu na schodach, poczem wstąpił do wspólnej izby nadole. Zasiadłszy tam przy stole, wprawił w niemały podziw sławetnego Gonina, właściciela zajazdu, zapominając bowiem o swych poprzednich zarzekaniach się, przywołał Basię i kazał podać sobie porządny zraz wołowiny, omlet i dobrą miarę wina.
Pochłonął to wszystko w mgnieniu oka i odstawiwszy próżny talerz, rozłożył przed sobą czysty zeszyt, który jął zapisywać z błyskawiczną szybkością.
Sławetny Gonin, ciekawy, jak wszyscy hotelarze, zerknął kilkakrotnie w stronę piszącego, a dostrzegłszy, że zaczernia papier rzędami liter jednakowej mniej więcej długości, domyślił się, że pisze wiersze.
Jakie jednak i o czem?
Zapytał, nie mogąc ciekawości przezwyciężyć.
— Ach! ach! — zakaszlał poeta — mam wiele kłopotów ze swym bohaterem.Już po raz dwudziesty rozpoczynam jedną z jego wielkie tyrad... Niestety! jakże to dalekie od wspaniałych wierszy Cyrana, mego niedoścignionego wzoru! Pierwszy lepszy urywek tego ulubieńca muz wart więcej, niż wszystko, co mój mózg wysmarzyć potrafi. Ach! posłuchaj pan tylko tych wierszy z jego genjalnej „Agrypiny“.
Staruszek tragicznym ruchem zarzucił serwetę na ramię, uczynił wspaniały, szeroki gest, wywrócił strasznie oczy i, stając wprost gospodarza, wykrzyknął:
W głebi duszy kobiety tej ja nienawidzę!
— To mówi Sejanus— objaśnił głosem uspokajającym,który jednak ntychmiast przeszedł w ton tragiczny,przy wierszach następnych: