Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nak do rzeczy bardzo niezręcznie. Robotę twoją widzi się, jak na dłoni. Chciałeś oszczędzić sobie ciężarów, jakie sprowadził na ciebie powrót brata i wymyśliłeś w tym celu marną komedję,zapominając, że ja tu jestem i że w każdej chwili mogę rolę w niej przemienić. Gdybym był chciał uczynić to przed godziną, musiałbyś przy wszystkich żebrać mego przebaczenia i krwawemi łzami opłakiwać swą zdradę.
— Ty zmusiłbyś mnie do tego?
— Ja.Wiadomo ci dobrze, nieprawda, że Manuel, że Ludwik raczej, jest twoim bratem. Naco tu grać komedię? Nikt nas nie słyszy.
— Skończmy to już raz, Bergeraku. Ta rozmowa przykrość mi sprawia.
— Od ciebie tylko zależy skrócić ją.
— W jaki sposób?
— Uznaj prawdę, Oddaj Ludwikowi co mu się należy!
— Ludwik nie żyje!
— Ech! wiesz równie dobrze, jak ja, że to nieprawda, Przekupiłeś tego łotra Ben Joela i za garść złota wyrecytował on głośno lekcję, której go po cichu wyuczyłeś.
— Zapłacisz mi za te obelgi, Bergeraku.
— Ile tylko zażądasz. Ale wpierw ukończyć musimy swą rozmowę. Księga, w której zapisano dowód tożsamości Ludwika, znajduje się w twoich rękach — przyznaj.
— Ben Joel oświadczył VI twojej obecności, że ta księga nigdy nie istniała.
— Istniała i istnieje. Być może zresztą, że jej nie posiadasz, gdyż ten zbój jest zarazem szczwanym lisem. który nie pozbywa się łatwo tak drogocennego dowodu. Ale w takim razie tę książkę ja będę posiadał.