Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z wytężonem uchem czai się za obiciem twego pokoju.
— Kto miałby nas podsłuchiwać? Na jakiej zasadzie opierasz to podejrzenie?
— Na dowodach niezwykłego zaufania, jakiem zdajesz się obdarzać Rinalda.
— Pozbądź się swych obaw, Nikt nie usłyszy tego, co się tu powie, Mów zatem, Co masz mi do wyjawienia?
Oblicze Cyrana, aż dotąd zupełnie spokojne, w jednej chwili zmieniło wyraz. Oczy poety zabłysły, usta wykrzywiły się najwyższą wzgardą — i głosem ostrym, tnącym jak ostrze miecza, rzucił on:
—Przedewszystkiem mam ci do wyjawienia, że jesteś nędznikiem!
Roland porwał się wściekły z gniewu.
— Panie!
Szlachcic ujął go za ramię i, ściskając energicznie, wyrzekł:
— Zwolna, zwolna, mości hrabio, Nie obrażaj się.Straciłeś do tego prawo.
— Znów obelga! — krzyczał Roland.— Czyś pijany, Bergeraku?
— Wiesz dobrze — odparł śmiało Cyrano — że wina wcale nie piję, Ja nie jestem pijany, ale ty, bratku, stchórzyłeś i usiłujesz miną nadrabiać.
— Stchórzyłem? Z jakiego powodu miałbym stchórzyć?
— Bo drżysz przed następstwami własnych czynów, Zgadujesz, że zamierzam ocalić Ludwika, a jego ocalić znaczy: ciebie zgubić.
— Znów ten Manuel — odezwał się wzgardliwie hrabia.— Nigdyż nie przestanie obijać mi się o uszy to liche imię?
— Do djabła! Jesteś bardzo wymagający i uszy bardzo masz delikatne, mój panie! Bierzesz się jed-