Strona:Lud ukraiński. T. 2.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wo! Nu, i wona miała włosy śliczności, takie akuratnie jak u wielmożnéj Dobrodziki córki; nu, to ludzie tak zazdrościli na te włosy, co to strach nawet powiedziéć! Bywało panowie jadą i aż cmokają, tak się dziwują.
— I to panowie może co zrobili? zapytała pani zdziwiona.
— Ni niech Pan Bóg tego broni! Panowie, niech zdrowe będą, nic nie zrobili; ale tu przychodziła do mnie jedna stara kobiéta ze wsi (wona taki nam usługiwała w szabas), to wona najwięcéj zawidowała na tegi włosy. Ot raz przychodzi wona do mnie, nu, zwyczajnie stara znajoma, i mówi: daj mnie trochę włosów twojéj córki. Nu, ja pytam ją, na co tobie włosy? A ona mówi, nu mnie potrzeba. Ja zaraz domyślała się, że wona chce tego na pakość (szkodę, psotę); ale nic jéj nie mówię, tylko poszłam do komory, a to było po szabasie, w wieczór, i ustrzygłam, z przeproszeniem, trochę włosów z sita; takie były czarne i miętkie jak u mojéj Ryfki, i dała jéj; mówię, na, to mojéj Ryfki włosy. Jak dała ja jéj włosy, ona sobie poszła. Na drugi dzień tylko co zaczęli dzwonić u cérkwi, sito moje z kołka, ta prosto leci do dzwonnicy. Gwałt, harmider my biegniemy, a baba stoi koło dzwonnicy i trzyma w ręku przysmalone włosy, a sito do niéj, jak ten ptach leci. Otoż Wielmożna Dobrodziko , gdybym