Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie dowiemy. — Ja... ja tego nie przeżyję... nie będę mogła. Władek, a teraz Jim. Przyśpieszy to śmierć naszej mamy. Niech pani spojrzy na jej twarz, panno Oliver. A Florka, biedna Florka, jak ona to zniesie?
Gertruda zadrżała mimowoli. Spojrzała na obrazek, wiszący nad biurkiem Rilli i nagle znienawidziła uśmiech Mony Lizy.
— Czyż ta twarz zawsze będzie uśmiechnięta? — pomyślała z rozpaczą.
Rzekła jednak łagodnie:
— Nie, nie przyśpieszy to śmierci twej matki. Matka twoja jest dzielna. Nie wierzy w to, żeby Jim miał umrzeć. Pociesza się jeszcze nadzieją i my wszyscy powinniśmy brać z niej przykład.
— Ja nie mogę, — jęczała Rilla. — Jim był ranny, więc jakąż możemy mieć nadzieję? Jeżeli nawet Niemcy zabrali go do niewoli, to wiemy, jak się obchodzą z rannymi jeńcami. Chciałabym i ja mieć nadzieję, panno Oliver. Lecz nadzieja wszelka widocznie w duszy mojej zagasła. Nie mogę mieć nadziei bez przyczyny, a przyczyna żadna nie istnieje.
Gdy panna Oliver odeszła do swego pokoju, a Rilla położyła się do łóżka, zanosząc modły do Boga o odrobinę siły, do sypialni jej wsunęła się Zuzanna i usiadła przy niej.
— Rillo, nie martw się, kochanie. Mały Jim nie umarł.
— Skąd możesz wiedzieć o tem, Zuzanno?
— Wiem. Posłuchaj. Gdy dziś rano nadeszła ta wiadomość, pomyślałam odrazu o Wtorku. Wie-