Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Wreszcie i Zuzanna straciła wszelką nadzieję.
— Nie zdołamy go uratować. Ach, żeby twój ojciec był tutaj! Spójrz na to biedne maleństwo! Nie mam pojęcia, co robić.
„Spojrzałam na Jasia i byłam przekonana, że umiera. Zuzanna wyjęła go z kołyski, aby mógł łatwiej oddychać, lecz mam wrażenie, że nie przyniosło mu to żadnej ulgi. Moje biedne wojenne maleństwo ze swą słodką twarzyczką dusiło się teraz w naszych oczach, a my nie mogłyśmy mu pomóc niczem. I jaką wartość miała ta nasza rozpacz? Jaś umierał jedynie z mojej winy — dlatego, że zupełnie przestałam dbać o niego!
„Nagle o jedenastej w nocy zadźwięczał dzwonek u drzwi. Taki przeraźliwy dzwonek, który echo roznosi po domu, mimo szalejącej burzy na dworze. Zuzanna nie mogła pójść otworzyć, bo trzymała na kolanach Jasia, więc ja sama zbiegłam nadół. W hallu zatrzymałam się na chwilę, opanowana jakimś dziwnym lękiem. Przypomniałam sobie historję, którą mi niegdyś opowiadała Gertruda. Jedna z jej ciotek była pewnej nocy sama w domu, czuwając przy łóżku chorego męża. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Gdy poszła i drzwi uchyliła, nikogo za progiem nie było. Lecz gdy otworzyła drzwi, powiew śmiertelnego zimnego wiatru wpadł do wnętrza i popłynął prosto na górę, jakby na dworze panowała mroźna zima. W tej samej chwili ciotka Gertrudy usłyszała czyjś płacz. Gdy wbiegła na górę do pokoju, zastała już swego męża nieżywego. Uwierzyła w to, jak twierdzi Gertruda,