Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

razy krup i przy pomocy metody Morgana obydwie z Zuzanną dawałyśmy sobie zawsze jakoś radę. Lecz wkrótce zaniepokoiłyśmy się bardzo.
— Takiego krupu jeszcze nigdy w życiu nie widziałam, — mówiła Zuzanna.
„Co do mnie, to wiedziałam, że jest za późno na ratunek. Wiedziałam, że nie jest to taki zwykły krup — „fałszywy krup“, jak nazywają lekarze — lecz krup „prawdziwy“ — bardzo niebezpieczny i prawie zawsze kończący się śmiercią. Ojca nie było, a najbliższy doktór mieszkał w Lowbridge. Nie mogłam nawet telefonować i żadna furmanka nie mogła się przedrzeć przez zasypane drogi.
„Mały Jaś stoczył zaciętą walkę o swe młode życie. Obydwie z Zuzanną próbowałyśmy wszystkich środków, które znalazłyśmy u ojca, lecz Jaś czuł się coraz gorzej. Serce się krajało, patrząc na niego i słuchając jego ciężkiego oddechu. Oddychał z trudem, biedactwo, a twarzyczka jego posiadała barwę sino-żółtą i wyciągał rączęta, jakby błagając nas o ratunek. Przyłapałam się na myśli, że chłopcy otruci gazami na froncie musieli tak samo wyglądać i jeszcze bardziej zaniepokoiłam się o Jasia. Z każdą minutą rosło mu coś w gardle i tamowało oddech.
„Poprostu szalałam z rozpaczy! Dopiero w owej chwili zorientowałam się, jak kocham bardzo Jasia. Byłam jednak zupełnie bezradna. Walczyłyśmy z Zuzanną przeciw ukrytemu wrogowi, nie posiadając żadnej realnej broni, tak, jak biedni Rosjanie, którzy z gołemi rękami chcieli zwalczyć niemieckie karabiny maszynowe.