Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jim przebywał w obozie Salisbury i pisał wesołe listy, mimo tego, że kompletnie grzązł w błocie Władek przysyłał z Redmond listy do Rilli, lecz te pozbawione były wszelkich wesołości. Rilla otwierała je zawsze z drżeniem w obawie, czy brat nie donosi jej, iż zaciągnął się do wojska. Smutny jego nastrój i jej się udzielał. Jakżeby chciała otoczyć go ramieniem i przytulić do siebie, jak czyniła to niegdyś w Dolinie Tęczy. Nienawidziła tych wszystkich, na których spadała odpowiedzialność za przygnębienie Władka.
— Na pewno pójdzie, — szeptała bezradnie pewnego popołudnia, siedząc samotnie w Dolinie Tęczy i odczytując jeden z jego listów, — na pewno pójdzie, a ja chyba nie przeżyję tego.
Władek pisał, że ktoś anonimowo przysłał mu kopertę, w której znalazł białe piórko.
„Zasłużyłem na to, Rillo. Czuję, że powinienem nosić to piórko w klapie, demonstrując w całem Redmond swoje tchórzostwo. Wszyscy chłopcy w moim wieku poszli. Codziennie zapisuje się kilku. Prawdopodobnie kiedyś i ja się zdecyduję. Wyobrażam już sobie tę chwilę, kiedy z wyciągniętym bagnetem napadam na człowieka, na wroga, który jest prawdopodobnie czyimś mężem, czy synem, a może ojcem drobnych dzieci. Widzę siebie leżącego w błocie, spragnionego kropli wody, otoczonego rannymi i dochodzę do wniosku, że nie mogę się na to zdobyć. Nie mogę nawet myśleć o tem. Jakże będę mógł stanąć w obliczu rzeczywistości? Przychodzą na mnie takie chwile, kiedy wolałbym,