Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poprostu marnuje wszystko, a mnie to działa na nerwy.
Po skończonych zajęciach w szkole wszyscy wybierali się do Doliny Tęczy. Mary nie chciała się bawić na cmentarzu, twierdząc, że boi się duchów.
— Tam wcale duchów niema, — perswadował Jim Blythe.
— O, czyżby?
— A widziałaś jakiegoś ducha?
— Nie jednego, — rzekła Mary z przeświadczeniem.
— Jak one wyglądają? — zapytał Karolek.
— Strasznie. Wszystkie ubrane na biało, z kościstemi rękami i nogami.
— A co one robią? — pytała zaciekawiona Una.
— Biegają, jakby się z piekła wyrwały, — odparła Mary, lecz spotkawszy się w tej chwili ze wzrokiem Władzia, zarumieniła się nagle. Władzio wywierał na nią dziwny wpływ. Wyznała nawet dziewczynkom z plebanji, że jego oczy ją denerwują.
— Gdy spojrzy na mnie, przypominam sobie wszystkie swoje grzechy, — mówiła, — a przecież nie chciałabym o nich myśleć.
Jim był ulubieńcem Mary. Gdy zabierał ją z sobą na facjatkę w Złotym Brzegu i pokazywał jej dawne zbiory kapitana Jima Boyda, była najbardziej szczęśliwa. Zdobyła również serce Karola dzięki temu, że interesowała się życiem mrówek. Nie ulegało wątpliwości, że Mary lepiej żyła z