Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skie uczucia w stosunku do mnie pozostały te same“. Więc tego ode mnie żądasz?
— Nie — nie — tylko trochę zachęty, a na pewno sam wróci.
— O nigdy! On mną pogardza i ma słuszność. Nie mówmy o tem, Heleno. Masz zupełną swobodę, lecz proszę cię, nie wtrącaj się w moje sprawy.
— Więc będziesz mieszkała ze mną, — rzekła Helena. — Ja cię tu samej nie zostawię.
— Czy naprawdę przypuszczasz, że zgodziłabym się zamieszkać w domu Normana Douglasa?
— Dlaczegóżby nie? — zawołała Helena trochę gniewnie.
Rozalja wybuchnęła głośnym śmiechem.
— Myślałam, że masz większe poczucie humoru. Czy sobie wyobrażasz mnie w takiej sytuacji?
— Nie wiem dlaczego nie miałabyś tak zrobić. Dom jego jest dość obszerny i on na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu.
— Heleno, o tem nie może być mowy. Nie mówmy już lepiej na ten temat.
— Wobec tego, — rzekła zimno Helena po chwili namysłu, — ja za niego nie wyjdę. Nie zostawię cię tutaj samej To wszystko, co ci miałam do powiedzenia.
— Bredzisz, moja droga.
— Wcale nie bredzę. To moja ostateczna decyzja. Nie można przecież zostawić cię tutaj samej na zupełnem bezludziu. Skoro nie chcesz przenieść się do mnie, ja muszę pozostać przy tobie. Wszelka dyskusja jest zbyteczna.