Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pragnęła teraz nadewszystko, aby odszedł. Przez cały dzień z dziwnym lękiem oczekiwała tej wizyty. Była pewna, że John Meredith dzisiaj właśnie wyzna jej swą miłość, choć wiedziała, że nie darzy jej takiem uczuciem, jakiem darzył pierwszą swą żonę. Wiedziała również, że jej odmowa rozczaruje go potrosze, lecz nie zrani mu serca. Wołałaby jednak nie doprowadzać do ostateczności, chociażby ze względu na samą siebie. Zdawała sobie sprawę, że mogłaby pokochać Johna Mereditha, gdyby oczywiście droga do szczęścia była przed nią otwarta. Zdawała sobie również sprawę, że byłaby przy jego boku szczęśliwa i jemu potrafiłaby dać szczęście. Niestety, droga do szczęścia była zamknięta, odgrodzona nieustępliwą bramą przysięgi, którą złożyła przed laty Helenie.
Rozalja nie pamiętała swego ojca. Umarł, jak miała zaledwie trzy lata. Helena, mając już wtedy lat trzynaście, wspominała go często, lecz wspomnienia te pozbawione były wszelkiego uczucia. Stary pan West był człowiekiem srogim i niezbyt mile odnosił się do swej pięknej młodej żony. W pięć lat po jego śmierci umarł również najstarszy syn, mając lat dwadzieścia. Od tego czasu dziewczęta pozostały pod opieką matki. Nie udzielały się zbytnio towarzystwu, chociaż wszędzie witane były radośnie. Obydwie w dziewczęcych latach przeżyły tak zwane „rozczarowanie“. Fale morskie zabrały ukochanego Rozalji, a Norman Douglas, przystojny wówczas młodzieniec, dla jakiejś błahej sprzeczki, rozstał się z Heleną i ożenił z kobietą, której nie kochał.