Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

druchną na ślubie, a ponieważ szczęśliwi małżonkowie zapraszali tylko dawnych swych przyjaciół, więc Rozalja zaproszenia nie otrzymała. Na wieść o srebrnem weselu panu Meredithowi zabłysły oczy radośnie. Helena i Rozalja zauważyły to i obydwie były pewne, że pan Meredith właśnie w sobotę wieczorem wykorzysta okazję i złoży wizytę w szarym domu Westów.
— Niechaj już będzie po wszystkiem, George, — zwierzała się Helena czarnemu kotowi po wyjściu pana Mereditha i po udaniu się Rozalji do jej pokoju. — Jestem pewna, że się jej oświadczy. Niech się dowie jak najprędzej, że z tego nic nie będzie. Wiem, że ona chętnie przyjęłaby jego propozycję, lecz przysięgła i przysięgi z pewnością dotrzyma. Przykro mi coprawda, George, chciałabym mieć właśnie takiego szwagra. Nie mam nic przeciwko niemu, polubiłam go nawet. John Meredith jest jedynym mężczyzną, który potrafi zrozumieć kobietę. Ale Rozalja nie zostanie jego żoną. Przypuszczam, że po odmowie przestanie do nas przychodzić. Utracimy go obydwie, George, przykre to będzie dla mnie. Ale przysięga musi zostać przysięgą.
Twarz Heleny była prawie brzydka w tej chwili. Na górze w małym pokoiku Rozalja płakała cicho z twarzą wtuloną w poduszkę.
Tak więc pan Meredith zastał swą wybrankę samą, wyglądającą jeszcze piękniej, niż zwykle. Miała codzienną swą ciemną sukienkę, która dodawała jej jeszcze więcej uroku. Policzki miała zaróżowione, a błękitne jej oczy płonęły wewnętrznym ogniem.