Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

panny Kornelji rozpoznawać ludzi, doszedł do wniosku, że Helena należała do tych, którzy „znają Józefa“. Była wymarzonym typem na szwagierkę, jednak było zupełnie zrozumiale, że wolał nie przy niej wyznać swą miłość Rozalji. Podczas jego wizyt Helena prawie nigdy nie wychodziła z pokoju, chociaż niezawsze wtrącała się do rozmowy. Siedziała przeważnie przy kominku z ukochanym swym George‘m na kolanach i przysłuchiwała się gawędzie Rozalji z panem Meredithem. Często śpiewali głośno, lub czytali książki, często również zapominali o obecności Heleny. Lecz za każdym razem z chwilą, gdy rozmowa przybierała bardziej intymny charakter, Helena mroziła ich nagle jakiemś zimnem słowem i Rozalja traciła już humor na resztę wieczoru. Trudno jednak zapobiec subtelnej mowie uśmiechów i spojrzeń, choćby wokoło panowała najbardziej idealna cisza, nic więc dziwnego, że to, co nie zostało wypowiedziane słowami, zarówno pan Meredith, jak i Rozalja rozumieli doskonale i zapadło to głęboko w ich serca.
Jeżeli jednak chodziło o szczere wyznanie, to mogło ono mieć miejsce tylko wtedy, gdy Heleny nie było w domu, a tak rzadko dom opuszczała, tem bardziej zimą. Najlepiej się czuła w obszernym bawialnym pokoju przy kominku. Lubiła towarzystwo, lecz najchętniej przyjmowała gości w domu. Pan Meredith niejednokrotnie myślał już o tem, że będzie musiał napisać do Rozalji to wszystko, co chciał jej powiedzieć, gdy nagle pewnego wieczoru Helena zapowiedziała, że wybiera się na srebrne wesele w sobotę. Przed dwudziestu pięciu laty była