Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po Marcinie i Normanie zjawiło się jeszcze kilku kandydatów, ubiegających się o względy panien West, lecz żaden jakoś nie miał szczęścia. Obydwie poświęciły się dla matki, złożonej chroniczną niemocą. Stworzyły sobie życie ciche w gronie domowem i były z niego zupełnie zadowolone.
Śmierć pani West, która nastąpiła akurat w dwudziestą piątą rocznicę urodzin Rozalji, przejęła obydwie dziewczyny prawdziwym smutkiem. Zostały zupełnie same. Szczególnie samotność tę odczula Helena, która tak rozstroiła sobie nerwy, że całemi dniami płakała i nikt jej uspokoić nie mógł. Stary doktór z Lowbridge powiedział Rozalji, że lęka się nawet, iż Helena może wpaść w nieuleczalną melancholję.
Pewnego dnia, gdy Helena siedziała w milczeniu, odmawiając nawet przyjmowania pokarmów, Rozalja uklękła przy niej i czule objęła ją ramieniem.
— Heleno, przecież masz mnie jeszcze, — szeptała serdecznie. — Czyż jestem dla ciebie już niczem? Wszak zawsze będziemy razem!
— Będziesz przy mnie do czasu, — odparła Helena. — Potem wyjdziesz zamąż i odejdziesz ode mnie. Zostanę zupełnie sama. Nie mogę znieść tej myśli. Wołałabym raczej umrzeć!
— Nigdy nie wyjdę zamąż, Heleno, nigdy! — zawołała Rozalja.
Helena pochyliła się i z powagą spojrzała w błękitne oczy swej siostry.
— Możesz mi to uroczyście przysiąc? — za-