Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miała porządnie uczesane, twarzyczkę zarumienioną, a jasne oczy błyszczące, jak nigdy. Nie sprawiała już teraz wrażenia opuszczonej włóczęgi w łachmanach, jak ją kiedyś Meredithowie znaleźli w szopie starego Taylora. Una usiłowała przygasić w sobie uczucie zazdrości. Mary miała nową czapkę, gdy tymczasem ona i Flora skazane były na noszenie swych starych czapeczek przez całą zimę. Nikt nigdy nie pomyślał, żeby im sprawić coś nowego, one zaś lękały się mówić o tem ojcu, bo na pewno i tak nie miał pieniędzy. Mary wspomniała kiedyś, że wszyscy księża chorują na brak pieniędzy, to też nie mogą sobie pozwolić na żadne nadzwyczajne wydatki. Od tego czasu Flora i Una wołałyby raczej chodzić w łachmanach, niż prosić ojca o kupienie czegoś nowego. Właściwie nie troszczyły się nigdy o swój wygląd zewnętrzny, ale przykro było patrzeć na Mary Vance tak pięknie ubraną i tak dumnie podnoszącą głowę. Nowa mufka z wiewiórki była naprawdę imponująca. Ani Flora, ani Una nie miały nigdy mufek, zadowalając się zwykłemi rękawiczkami, przeważnie podartemi. Ciotka Marta nie miała czasu na cerowanie, a choć Una usiłowała niektóre rzeczy reperować, to jednak niezawsze to jej się udawało. Nie wiadomo dlaczego nie mogły odpowiedzieć serdecznie na ukłon Mary, lecz Mary tego nie zauważyła, nie była na tym punkcie zbytnio wrażliwa. Swobodnie usiadła na przewróconym pniu i położyła mufkę na kolanach. Una zauważyła, że mufka była podbita czerwoną satyną i wykończona czerwonemi wstążeczkami. Spojrzała na swoje zaczerwienione