Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ręce i poczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek będzie miała możność włożyć je do takiej ciepłej mufki.
— Dajcie-no gumy, — rzekła Mary swobodnie. Nan, Di i Flora jednocześnie wyjęły po kawałku gumy z kieszeni i podały Mary. Una siedziała w milczeniu. Miała w kieszeni aż cztery kawałki, ale z jakiej racji miała je oddać Mary Vance? Niech Mary sama się o gumę postara! Ludzie posiadający mufki, nie powinni nic więcej żądać od świata.
— Śliczny dzień, prawda? — zawołała Mary, wyciągając nogi, prawdopodobnie dlatego, aby pokazać swe nowe buciki. Una podwinęła nogi pod siebie. W jednym trzewiku była dziura, poza tem obydwa były już porządnie zniszczone. Ale to przecież najlepsze obuwie, jakie posiadała. Ach, ta Mary Vance! Dlaczego nie pozostawili jej wtedy w starej szopie?
Una nigdy nie czuła się źle z tego powodu, że Bliźniaczki ze Złotego Brzegu lepiej były ubrane, niż ona i Flora. Nosiły one swe piękne sukienki z obojętną dystynkcją i zdawały się nigdy o nich nie myśleć. W każdym razie strojem swym nie upokarzały innych, biedniej ubranych. Ale, jak Mary Vance ubrała się przyzwoicie, to każdemu dała to odczuć. Siedząc w blasku słonecznego grudniowego popołudnia, Una była do głębi rozżalona i zastanawiała się nad tem, co właściwie z jej ubrania wyglądało jeszcze lepiej: czy obcisły żakiet, noszony już przez trzy zimy, czy podarta spódniczka i buty, których się tak wstydziła? Oczywiście, Ma-