Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze bardziej. — Pragnę, żeby pan przychodził do kościoła także.
— Dobrze, interes jest interesem. A więc dwanaście razy do roku. Dopiero będzie sensacja, jak się zjawię pierwszej niedzieli! Więc stara Zuzanna Baker twierdzi, że pójdę do piekła, co? A ty w to wierzysz, że tam pójdę?
— Mam nadzieję, że nie, sir, — wyjąkała onieśmielona Flora.
— Dlaczego masz nadzieję, że nie? Powiedz, dlaczego? Podaj mi przyczynę.
— Bo — bo tam musi być bardzo nieprzyjemnie, sir.
— Nieprzyjemnie? Wszystko zależy od gustu, mała. Mnie by prędko znudzili aniołowie. Pozdrów starą Zuzannę ode mnie.
Flora na tę myśl wybuchnęła głośnym śmiechem. Norman patrzał na nią z zadowoleniem.
— Więc to takie zabawne? Bardzo cię lubię, bo jesteś dzielna. A co do tej sprawy z kościołem, to powiedz, czy twój ojciec ładnie mówi kazania?
— Jest doskonałym kaznodzieją, — odparła Flora z dumą.
— Naprawdę? Zobaczymy. Ale niech będzie uważny, jak mówi do mnie. Ja już go złapię na czemś.
— O, pani Wilson niesie nam marmoladę. Lubisz? Spróbuj!
Flora posłusznie połknęła łyżeczkę marmolady, którą Norman jej podał. Na szczęście była smaczna.
— Najlepsza marmolada śliwkowa na świe-