Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kłamstwem. Zaznaczyłem to Zuzannie, lecz ona nie chciała słuchać i radziła mi zasnąć, nim woda w butelce ostygnie. Zapowiedziała, że jeżeli nie zasnę natychmiast, to już mi nigdy nie przyniesie gorącej wody, bo chce mi raz na zawsze dać nauczkę.
— Dlaczego nie pojedziesz do dentysty w Lowbridge, żeby ci usunął ten ząb?
Władzio zadrżał znowu.
— On już chciał mi go wyrwać, ale ja nie mogłem, bałem się.
— Boisz się takiego drobnego bólu? — zapytała Flora zdziwiona.
Władzio zarumienił się.
— To będzie straszny ból. Nie znoszę bólów. Ojciec nawet nie namawia mnie na to; czeka, aż sam się zdecyduję.
— Ale w każdym razie ból ten będzie trwał krótko, — argumentowała Flora. — Jak dasz sobie ząb usunąć, będziesz spał w nocy spokojnie. Mnie raz tylko wyrywano ząb. Przez chwilę jęczałam, a potem ból przeszedł, tylko krew leciała.
— Właśnie krew jest najgorszą rzeczą, to takie brzydkie, — zawołał Władzio. — O mało nie zemdlałem, gdy Jim zeszłego lata skaleczył sobie nogę. Zuzanna mówiła, że gorzej wyglądałem od Jima. I na jego ranę nie mogłem patrzeć.
— O, patrz! Tam idzie Dan Reese — zawołała nagle Flora. — Pewnie wyszedł do przystani po ryby.
— Nienawidzę Dana Reese, — rzekł Władzio.
— Ja także. Wszyscy go nienawidzimy. Czę-