Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och, nienawidzę wron, — zawołała Flora. — Są takie czarne i podstępne, zawsze mam wrażenie, że to fałszywe stworzenia. Kradną jajka małym ptakom, jak ci wiadomo. Zeszłej wiosny widziałam, jak wykradały jajka z gniazdka na naszem podwórzu. Władek, czemuś dzisiaj taki blady? Znowu cię w nocy ząb bolał?
Władzio zadrżał.
— Okropnie. Nie mogłem zmrużyć oka, więc spacerowałem po pokoju i wyobrażałem sobie, że jestem jednym z tych chrześcijańskich męczenników, torturowanych przez Nerona. To mi pomogło na chwilę, a potem ból wzrósł jeszcze bardziej, tak że nie mogłem sobie już nic wyobrazić.
— Płakałeś? — zapytała Flora niespokojnie.
— Nie, tylko leżałem na podłodze i jęczałem, — wyznał Władzio. — Potem przyszły dziewczęta i Nan włożyła mi do zęba trochę pieprzu. Zrobiło mi się jeszcze gorzej, wówczas Di dała mi zimnej wody, aż wreszcie zawołały Zuzannę. Zuzanna twierdzi, że ten ból powstał dzięki temu, że siedziałem wczoraj w zimnie na poddaszu i pisałem poezje. Zaraz poszła do kuchni, rozpaliła ogień i dala mi butelkę z gorącą wodą. Zrobiło mi się trochę lepiej. Jak tylko ból minął, powiedziałem Zuzannie, żeby się nie wtrącała do moich poezyj, że to nie jej interes, a ona odpowiedziała mi, że, dzięki Bogu, na poezji się nie zna, ale wie na pewno, że to są same kłamstwa. Ty, Floro, wiesz najlepiej, że tak nie jest. Tylko dlatego lubię pisać poezje, że można w nich powiedzieć wiele różnych rzeczy, które w poezji są prawdą, a w prozie byłyby