Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

która niedawno recytowała podczas wieczoru filomackiego Tennysona, prawda?
— Tak, ale nie mogę sobie pana zupełnie przypomnieć, — przyznała Ania otwarcie. — Na którym pan jest kursie, jeśli wolno zapytać?
— Mam wrażenie, jakbym jeszcze nie był na żadnym. Przed dwoma laty przerwałem studja w Redmondzie, przesłuchawszy tu dwa lata. Potem bawiłem w Europie. Teraz powróciłem, aby ukończyć studja.
— I ja jestem na trzecim roku, — rzekła Ania.
— Więc jesteśmy nietylko kolegami uniwersyteckimi, ale nawet z tego samego kursu. Pogodziłem się ze stratą tych dwóch lat, które pożarła szarańcza, — rzekł jej towarzysz.
Deszcz lał nieustannie przez pół godziny. Ale czas ten wydał się Ani rzeczywiście bardzo krótki. Gdy chmury przerzedziły się i blade słońce listopadowe przedarło się przez nie, Ania i jej towarzysz ruszyli razem w stronę domu. Zanim stanęli przed bramą „Ustronia Patty“, nowy znajomy poprosił o pozwolenie odwiedzenia jej i otrzymał je. Ania weszła do domu z rozpalonemi policzkami, a serce jej biło mocno. Morusek, który skoczył jej na kolana i chciał ją polizać, spotkał się z bardzo obojętnem powitaniem. Ania, której dusza pełna była teraz romantycznego dreszczu, nie mogła zwrócić uwagi na kotka.
Tego wieczora doręczono w „Ustroniu Patty“ paczkę dla panny Shirley. Było to pudełko, zawierające tuzin wspaniałych róż. Fila natarczywie rzuciła się na wizytówkę, która wypadła z pudełka, i przeczytała nazwisko z poetyczną dedykacją, napisaną na drugiej stronie.
— Royal Gardner! — zawołała. — No, Aniu, nie wiedziałam, że znasz Royala Gardnera!