Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

inaczéj pojmować nie umiem, bo taką widziałem rzeczywistość, a koszlawić ani łgać narodowości nie umiem i nie chcę.“
Niewiadomo mi, jakie rady podawali mu jego literaccy korespondenci w obrobieniu tego poematu; lecz jeźli postanowił przedstawić w obrazie czasy swojéj młodości, po których przesunęło się więcéj niż pół wieku; jeżeli chciał w nim oddać swoje wrażenia — musiał chwytać rysy charakterysteczne, malować ówczesnemi farbami, stawiać takich ludzi, jacy byli, nie zaś używać jakiegoś konwencyonalnego sposobu pseudo-klasyków, co wszystkie epoki i narodowości jedną i tą samą sentencyonalną nawodzili bezbarwnością. Czuł to i dobrze pojmował autor. Już w swojéj Wizycie w Sąsiedztwo dał próbkę szlacheckiéj domowéj epopei, w rodzaju pana Tadeusza — był to ustęp tylko, wskazujący wszakże swoją naturalnością i potocznością opowiadania, a mianowicie rysami branemi z życia lub z żyjącéj tradycyi, nareście owym jowialnym humorem staropolskim — że zrobił już rozbrat ze zwietrzałą szkołą, która czuła sercem i obrazowała imaginacyą jak każda inna, lecz tym czuciom i obrazom nie umiała dać ciała i życia.