Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śleć o drzewie, mieszkaniu, chorobach, nieszczęściach naszego pracownika, i choć zbankrutujemy, nowy właściciel wsi przyjmuje znowu te obowiązki. Przemysłowce zać płacą dziennie za robotę i o resztę nie pytają, czy robotnik ma rodzinę, czy będzie miał czém żyć na starość, czy chory, umierający. Wzrastała przy kapitałach mnożących się przez fabryki liczba robotników, i do zastraszającéj wzrosła masy. Legislacye nie zważały na to; przyszły biedniejsze lata, pozamykano fabryki, warsztaty, bo już tyle milionów co dawniéj nie przynosiły, i na kark rządów i społeczeństwa zwalono krocie wyrobników. Tu całe złe — i Bóg wie, jak temu zaradzą, bo wszędzie i chłopstwo głowy podnosi. Ostatnia ta warstwa społeczeństwa poruszyła się, a więc i ostatnia powinna być rewolucya światowa; bo po téj warstwie najniższéj już chyba tylko prosięta zostają. Może to potrwać ze czterdzieści lat; ale zdaje się, że już koniec będzie tym wstrząśnieniom socyalnym świat burzącym, i Bóg wielkie amen wyrzecze.“
Oby spełniły się te przewidywania! Atoli kwestya proletaryatu zażegnywana stucznym środkiem przebudowywania Paryża, nie może się