Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszy, marzyłbym ją mimowolnie. Tak daleko jak Pireneje od Himalai, jak twój ojciec (Kaj. Koźmian) od Słowackiego, jak pan Michał od Hegla, tak daleką ona jest od waszych lwic warszawskich. Raz ją ujrzawszy, nie podobna nie uczuć pociągu do uważania jéj niepospolitości, do wuczenia się w nią, jak mówią Niemcy. Wzrok ma istotnie najpiękniejszych Madon. Dobra dziecinną dobrocią, mało świata znająca, zwłaszcza z czarnéj jego strony. Naiwna, czuła, jakaś smętność całą jéj postać owiewa. W życiu mojem nie widziałem tyle prostoty i prawdy. Syn mój gorąco się kocha, a ja w obojgu rozmiłowany. Co to za szczęście wszystkie dzieci postanowić i dobrze.“
W kilka miesięcy, na niewiele dni przed ślubem syna, donosił o tém staremu przyjacielowi Kajetanowi Koźmianowi a zarazem do swego listu dołączył wierszyk, napisany na cześć przyszłéj swojéj synowéj. „Wierszyk z okazyi — pisze on ze zwykłą sobie skromnością — może mieć trochę serca, lecz nie miewa zwykle poezyi“ — przytaczam te prześliczne strofki, wonne jak fiołek z rosą urwany: