Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XIV.

Po zmartwieniach publicznych znowu zabłysnął promień błogosławieństwa nad domem wielko-polskiego wieszcza... Życie nasze przewija się jak różnobarwna wstęga, raz uśmiechem, raz łzami, nadzieją i smutkiem, pogodą i burzą, szczęściem i niedolą. I w życiu poety-żołnierza-rolnika, tak samo bywało. Po tęsknotach wygnania, po wstępnych trudach gospodarnego zawodu, błyska mu pociecha w postanowieniu córki; znowu po krwawéj burzy co wybiła tyle nadziei na łanie Ojczyzny — zaświeciło mu szczęście syna.
O jakżeż on odmłodniał, ile życia i ognia mu przybyło, kiedy pisał następujący list z Reinertz pod d. 28 lipca 1847 r.:
„Dziwne zdarzenia! Sztafeta zatrąbiła mi przed oknem. Otwieram — Tadzio otrzymał rękę panny Zofii Taczanowskiéj. Zadrzałem pod piorunem szczęścia; bo tylko z Ojczyzną mógłbym być szczęśliwszy! Wsiadam na pocztę i jakby ów duch w Manfredzie pędzący na nawałnicy, spadłem tu w Reinertz. Cóż to za nieoszacowane dziecie. Może wybór syna tyle jéj wdzięku dodaje, ale gdyby i obcą mi była, raz ją ujrza-