Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żał Morawski, który zawsze brał stronę wieśniaka i zżymał się na ślepotę oświeconéj warstwy, nieumiejącéj czy niechcącéj wyłamać się z nałogowego stosunku do ludu, aby wątpliwe korzyści teraźniejszości, dla przyszłości poświęcić. Ten brak inicyatywy w najważniejszéj pracy, przypłacano teraz podwójną klęską na polu socyalném i polityczném.
Szkoda wielka, że nie ma żadnego listu pisanego pod wpływem katastrofy — jest tylko późniejszy z d. 24 maja 1846:
„Zacząłem w tym przeciągu czasu i drugi list, alem go nie posłał, bo niewiedzieć co teraz pisać można. Serca przepełnione boleścią i oburzeniem na głupstwo ostatnie, czyli raczéj zbrodnię, a mówić o tém tak gorzko, nieznośnie, i może nie ważyłoby się tak wyrazów jak należy; lepiéj więc milczyć.... Okropności już prawie wiemy, niepodobna aby i o szlachetnych czynach i poświęceniach się coś do nas nie doszło, a te w burzach więcéj mają blasku i wydatności, niż w czasach pogody i pokoju. Zbrodnia jest szałem chwilowym ludzkości, naturą jéj poczciwość. Inaczéj żaden społeczny węzeł, żadne domowe szczęście istniećby nie mogło nigdy i