Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

te czasy, przyzna, że tam nawet, gdzie wolno było mówić o pismach emigranckich, nigdy się nie ważono zaczepiać o ich płaskości lub niedorzeczeństwa. Lękano się opinii tych, co mieli interes propagowania wszystkiego, co przychodziło z zagranicy. Sam Morawski widać ulegał jéj, kiedy swoich trafnych uwag nie powierzył żadnemu publicznemu pismu, tylko je składał poufnym osobom. Śmiałe, otwarte i gruntownie praktyczne głosy w kraju, byłyby może zapobiegły niejednéj klęsce, i zdjęły mgłę uroczą, otaczającą każdy płód emigrancki. Co więcéj, emigracya tracąc na nieomylności, sama nie myliłaby się w swoich rachubach. Zawsze były u nas utyskiwania; energii przekonań — nigdy.
Nie mogę jeszcze pominąć listu jenerała o poemacie ks. Hołowińskiego: Dzieciątko Jezus.
„Czytałem téż owe tak teraz głośne poema X. Hołowińskiego, które tak uwielbił Kraszewski, że je najwyższą i najdoskonalszą nazwał epopeją, z którą żadna poezya teraźniejsza równać się nie może. Ja znalazłem te poema najnędzniejszém i najnudniejszém, mimo kilku miejsc szczęśliwych. Wprawdzie z podań o ucieczce i