Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towskiego; o skutku wieści téj rozgłoszonéj zaraz po stolicy; o ruchu całego garnizonu moskiewskiego; przestrachu magnatów; wleczeniu króla bez trzewika i kapelusza przez okopy. Wszystko to wiemy, lecz z historyi tylko, bo autor Listopada i w tym nawet względzie nie chciał interesownym czynić króla elekcyjnego. Cała Warszawa u niego po tém zdarzeniu jak trup nieczynna. Dobry poeta byłby okazał, jak zdarzenie to odbiło się w umysłach pałacowych, w uczuciu gminu, w imaginacyi wszystkich warstw społeczeństwa. Autor Listopada ani o tém pomyślał. Cóż mi po tém, że podrzędne treści swojéj obrazy pięknie rozwija, kiedy główne, najpoetyczniejsze, więcéj niż miernie wystawia. Wywleczenie króla za miasto, zbłąkanie się konfederatów w lesie bielańskim, ta niepewność, trwoga, nadzieja, rozpacz, przelatując z serca króla do serca konfederatów i znowu odwrotnie; te wszystkie rozrywania się na części, nawoływania po lesie; szukanie dróg, gubienie; odnajdywanie króla w ciemności leśnéj; wszystko to stokroć bardziéj zajmujące i w tylu rękopisach i w Ferrandzie, niż w romansie polskim. W dniu nawet egzekucyi Warszawa ta zawsze trupem u autora. Dzień ten trzeba było